10.05.2002, wydarzenie:

Atak się udał! Warszawski pokaz prasowy filmu Lucasa
 
Miłośnicy gwiezdnej sagi w Polsce mogą spać spokojnie. Drugą część "Gwiezdnych wojen", a piąty film z serii, można śmiało zaliczyć do udanych. Dla wielu osób będzie to również najlepszy film całego cyklu.

Ale przed seansem nie byliśmy tak bardzo pewni efektu. W końcu "Mroczne widmo" okazało się filmem nie najlepszym, ujmując to bardzo delikatnie. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Przejdźmy jednak do filmu, bo jak napisałem we wstępie, "Atak klonów" okazał się znakomitą ucztą.

Wygląda na to, że Lucas i jego zespół bardzo mocno przemyśleli poprzedni film. Wyciągnięte wnioski widać na ekranie przez 142 minuty – ale o tym za chwilę.

Mam nadzieję, że nie przerazi was to zbytnio, ale Lucas wykorzystał strukturę "Titanica" do budowy swojego filmu. Pomysł Camerona na sukces był genialnie prosty – zrobić film dla wszystkich. I Lucas poszedł tą samą drogą, ponieważ w "Ataku klonów" każdy znajdzie coś dla siebie. Oczywiście najwięcej frajdy będą mieli miłośnicy kina science fiction, no bo wiadomo... gwiezdna saga.

Mamy więc w "Ataku klonów" wątek miłosny, który spodoba się dziewczynom (Hayden Christensen sprawdza się, a co najważniejsze, to bardzo urodziwy młodzieniec) i chłopcom (coraz ładniejsza i bardziej kobieca Natalie Portman). A jeżeli ktoś w obecnej chwili nie jest zakochany, z pewnością podziwiać będzie wyczyny Ewana McGregora, którego rola nadaje filmowi powagę.

Lucas odnalazł też sposób na sukces w klasyce kina amerykańskiego. Mam nadzieję, że nie zdradzę za dużo, ale mamy w "Ataku klonów":

  • film detektywistyczny – Obi-Wan niczym P. Marlowe prowadzi śledztwo, a wszystko w strugach padającego deszczu, zaułkach ciemnych ulic, podejrzanych knajp i nowych nieznanych miejsc;
  • western – pojedynki rewolwerowców (nie tylko na świetlne miecze), ale też ujeżdżanie dzikich zwierząt (tutaj Lucas trochę przesadził, ale... wybaczam);
  • melodramat – w dodatku z wątkiem zakazanej miłości;
  • film wojenny – atak i walka klonów, wyczyny rycerzy Jedi, a na deser lądujące pojazdy jakby żywcem ściągnięte z "Helikoptera w ogniu", czy jakiegoś filmu o Wietnamie;
  • klasyczne kino akcji – myślę tutaj o pościgach, które przypominają te najlepsze sceny z "Bullitta" czy "Francuskiego łącznika";

Wielowątkowość to największa zaleta scenariusza. Lucas poszedł na całość, zaryzykował i wygrał. Namnożył postaci, przeróżnych gatunkowo osobników, dobrych i złych. Trzeba byłoby długo analizować, by zgromadzić wszystkie rasy występujące w "Ataku klonów", dlatego z przyjemnością zakupię jakieś kompendium wiedzy o tym filmie. Wielkie brawa dla scenarzystów, że nie pogubili się w opowiadanej przez siebie historii, że potrafili opowiedzieć ją "lekką ręką", z łatwością przenosząc nas z jednego świata do drugiego, gdzie spotykaliśmy inne rasy, klimat, problemy, kolory.

Spróbuję wymienić naprędce wątki, które przeplatają się w filmie (bez kolejności jakiejkolwiek i z pamięci):

  • miłość Anakina i Amidali,
  • próba zabicia Amidali,
  • śledztwo Obi-Wana,
  • nowy świat Kamino,
  • nowy świat Geonosis,
  • armia klonów – dlaczego,
  • tajemniczy hrabia Dooku,
  • wojna,
  • matka Anakina i powrót na Tatooine,
  • Jango Fett i Boba Fett,
  • wiadomo R2-D2 i C-3PO.

Co najważniejsze za tymi hasłami kryje się wiele niespodzianek, ciekawostek, zaskakujących nawet dla fanów – ale nie superfanów – zwrotów akcji. Od pierwszej do ostatniej sceny nie sposób oderwać się od ekranu kinowego. Ciągłe gonitwy, pojedynki, bitwy, tajemnice, niesamowite postacie, zaskakujące światy – jest tego bardzo dużo, ale i tak za mało. Będą już klasykami kina: walka dziesiątków rycerzy Jedi i pokaz umiejętności mistrza Yody (moja ulubiona scena w filmie).

Zalecam też omijanie wszelkich streszczeń filmu i fragmentów scenariusza – ta niewiedza pozwoli znacznie lepiej bawić się podczas oglądania.

"Mroczne widmo" było filmem kolorowym, zbyt ładnym, zbyt czystym, zbyt chaotycznym (Jar Jar), a przez to sztucznym – zbyt sztucznym. W "Ataku klonów" mamy światy przeróżne. Nie brakuje słońca na ekranie, ale jest to przede wszystkim świat ciemnych barw. Dlatego z przyjemnością patrzy się na Kamino i Geonosis, bo są to światy bardzo odmienne, ale fascynujące i na długo zapadające w pamięć.

Z pewnością znajdą się malkontenci, dla których wykreowane światy i natłok efektów specjalnych będą trudne do zniesienia i do zaakceptowania. Historia opowiedziana w tym filmie do ambitnych nie należy, ale też cykl ten trudno porównać do kina Bergmana czy Felliniego. Tutaj tego nie ma. Za to widz będzie miał możliwość zakosztowania prawdziwej rozrywki na bardzo wysokim poziomie.

No bo co więcej jest potrzebne, by w kinie przeżywać prawdziwą przygodę przez dwie i pół godziny. Tym razem Lucasowi uwierzyłem i aż drżę na myśl, co też obejrzymy w trzeciej części. Mam takie wrażenie, że co sobie autor wymyśli (i niech to będą nawet najbardziej nierealne pomysły), to zobaczymy na ekranie, a "Atakiem klonów" Lucas otworzył sobie ogromne możliwości.

Udowodnił też, że w kinie można pokazać już wszystko – w kinie amerykańskim rzecz jasna...

[Krzysztof Spór]

 

   Spis treści